Jessica odłożyła kartkę i spojrzała na przyjaciółkę.
- Jak to znalazłaś? - Siedziałam przy komputerze, odkąd wyszłaś. Znalazłam też z tuzin innych źródeł dotyczących owych wojowników, masz tutaj wszystkie wydrukowane. Powiem ci, że ja kiedyś o nich słyszałam. Pamiętam, że był taki okres, gdy w Europie sporo o nich mówiono i cieszyli się niemal zabobonnym strachem. Ty też musiałaś coś słyszeć. - Wiesz, kiedy tak mówisz, zaczyna mi się przypominać... Owszem, obiło mi się coś o uszy o tych wojownikach, ale sądziłam, że to byli wysłannicy Kościoła w czasach, gdy wierzono, że stara zielarka to czarownica i narzeczona szatana, że ludzie podpisują pakty z diabłem RS 196 własną krwią i tańczą nago na polanach przy świetle księżyca. Myślisz więc, że Bryan McAllistair jest jednym z tych wojowników? - Więcej. Myślę, że jest najpotężniejszym z nich. Moim zdaniem to on był tym rycerzem, który osłonił ucieczkę świeżo koronowanego Roberta Bruce'a, gdy żołnierze Edwarda I niemal wycięli Szkotów w pień. Jessica opadła na krzesło. - To niemożliwe. - Owszem, możliwe. - Mówisz o początku czternastego wieku, miałby więc ponad siedemset lat. - Nie znalazłam nigdzie wzmianki o tym, jak długo mogą żyć. - Za to ja pamiętam z historycznych opracowań, że rycerz Roberta Bruce'a zginął podczas osłaniania odwrotu króla. - Nie wszystko jest tym, czym się wydaje - przypomniała jej Maggie. - Moim zdaniem powinnaś teraz wracać do domu i nie wychodzić stamtąd. - Wiesz, że nie mogę. Nie wierzę w twoje rewelacje, ale obiecuję uważać na siebie. - Najlepiej trzymaj się z daleka od Bryana McAllistaira. Dobrze? - To będzie trudne, skoro mieszka w moim domu. - W takim razie poproś, by go opuścił. Jessica spuściła oczy w poczuciu winy i zarumieniła się po same uszy, - O nie! - jęknęła Maggie. - Ty go nie wyprosisz. Ty z nim sypiasz! - Tak - przyznała się po chwili Jessica. - Jest w nim coś takiego... - urwała, nie wiedząc, jak ująć w słowa to, co czuła. - Ale przynajmniej bądź bardzo ostrożna. Tylko o to proszę. Jessica wstała, przyjaciółka odprowadziła ją do drzwi. RS 197 - Aha, widziałam się z Dużym Jimem, on uważa, że Władca ma pomocnika w kimś z mojego otoczenia. Ten ktoś mógł być w Transylwanii. - Jedno z tych studentów? - spytała sceptycznie Maggie. - Nie, Bryan, twój wojownik w lśniącej zbroi. - Nadal twierdzę, że mam rację co do niego. - Ale tam był jeszcze ktoś... Zjawił się przede mną i zaczął walczyć z Władcą. Właśnie wtedy wśród gości wybuchła panika. Ja obrałam strategię wyczekiwania na dogodny moment, ponieważ on ma taką władzę nad wszystkimi, którzy mu służą, że jeśli coś mu zagrozi, to oni bez sekundy namysłu rzucą się całym stadem i zginą, byleby tylko go ochronić. Jego trzeba wziąć przez zaskoczenie,inaczej nawet nie dostaniesz się w jego pobliże. Czekałam więc, obserwując wszystko i oceniając sytuację, lecz nim zdołałam wykonać pierwszy ruch, zaczęła się