Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/wiadomosci.zgora.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra15/ftp/wiadomosci.zgora.pl/paka.php on line 5
w przeciwieństwie do innych w alejce nie był pokryty ptasimi

w przeciwieństwie do innych w alejce nie był pokryty ptasimi

  • Rut

w przeciwieństwie do innych w alejce nie był pokryty ptasimi

17 August 2022 by Rut

odchodami. Scott zdziwił się, widząc dwa starannie wypielęgnowane krzewy róż obsypane bladożółtymi kwiatami oraz różnobarwne kwiaty polne ułożone w wazonie. Rozejrzał się wkoło zaciekawiony i zauważył, że jeszcze tylko na jednym, świeżym grobie leżą cięte kwiaty. Ukucnął, by przyjrzeć się z bliska barwnemu bukietowi. Kwiaty nie zdążyły zwiędnąć, co oznaczało, że ktoś musiał położyć je tu niedawno. Ale... kto? Wspomnienia minionych dni powróciły niczym morska fala. Zmarnował tyle czasu.,. Dni, kiedy mógł pomóc bratu, minęły bezpowrotnie, a on został sam. Westchnął. Zawsze z łatwością wybaczał innym ich niedociągnięcia, ale dla siebie był niezwykle surowy. Gdy kilkanaście minut później szedł w stronę bramy, dozorca wciąż zamiatał liście w głównej alejce. R S - Przepraszam bardzo - zaczepił go Scott. - Dzień dobry - odparł zagadnięty. - W czym mogę panu pomóc? - Chciałbym zapytać o grób Chada Galbraitha. - Scott wskazał w stronę alejki, w której pochowany był brat. -- Kto się nim opiekuje? - Nie mam zielonego pojęcia. - Nigdy pan nikogo nie widział? - Ktoś się nim niewątpliwie zajmuje. Moim zdaniem kobieta. Bardzo tajemnicza zresztą. To najbardziej zadbany grób aa całym cmentarzu. Nawet zimą ktoś kładzie tam wieńce z gałązek jodły. Scott zastanawiał się nad tym, idąc z powrotem w stronę samochodu. Tajemnicza kobieta. Kim mogła być? I dlaczego postanowiła zaopiekować się grobem jego brata? Dopiero po długim czasie zmusił się do myślenia o innej kobiecie. O pięknej i czarującej Camryn Moffat, z którą zamierzał zjeść kolację. O kobiecie, którą zamierzał uczynić swoją żoną. R S ROZDZIAŁ SZÓSTY - Gdzie tata? - burknęła Amy. - Lizzie, dlaczego nigdy nie ma go w domu? - Ponieważ pracuje teraz w przychodni. - Wiem, ale pracuje w dzień. Pytam, się, co robi, gdy skończy pracę? Bo do domu przecież nie wraca... - Ma randkę z ciocią Camryn. Co wieczór gdzieś ją zabiera. Spytałam go o to i tak mi powiedział. Grają w golfa albo idą do teatru czy na kolację. A teraz przestań zadawać tyle pytań i skończ myć zęby. Willow nie mogła przestać myśleć o rozmowie dziewczynek. Scott zaczął pracować w przychodni cztery dni temu i od tej pory zmienił całkowicie tryb życia. Wstawał wcześnie, bo zaczynał dzień od obchodu w miejscowym szpitalu. Zazwyczaj wychodził z domu, nim Willow sprowadziła dzieci na śniadanie. Po pracy wracał do Summerhill i spędzał z rodziną mniej więcej pól godziny, po czym znowu wychodził. Przez te cztery dni Willow prawie w ogóle nie miała z nim

Posted in: Bez kategorii Tagged: jak poderwać zajętego chłopaka, plisowane spódnice stylizacje, modne fryzury na boba,

Najczęściej czytane:

gomerych, tych od Montgomery Bank and Trust, Montgomery Cotton, Montgomery Estates, Montgomery coś tam. Zdaje się, że są dalekimi potomkami jakiegoś bohatera wojny secesyjnej. Tak przynajmniej twierdził przed śmiercią jej dziadek, stary Benedict Montgomery. - Cholera. - Nawet Reed słyszał o tych Montgomerych. - No właśnie. Gdy tak pędzili ulicami miasta, przemknęła Reedowi przez głowę pewna myśl. Porzucone żony są zawsze podejrzane. Nawet te bogate. - Czy ona mieszka gdzieś w pobliżu? - Niedaleko. Bardzo dogodnie. - Jakieś dzieci? - zapytał. - Jedno. Nie żyje. Zmarło kilka lat temu. Myślę, że miało wtedy trzy czy cztery lata. To było straszne. - Sylvie skrzywiła się. - Z tego co wiem, Caitlyn, żona Bandeaux, omal wtedy nie oszalała. Słyszałam nawet plotki, że próbowała odebrać sobie życie. W każdym razie ta rodzina skrywa wiele sekretów i wydano wiele pieniędzy, żeby nie wyszły na jaw. Wierz mi - prychnęła drwiąco. - Dużo wiesz o Montgomerych. - Też mi się tak wydaje. - Wysunęła w bok dolną szczękę i spojrzała w lusterko wsteczne. - To twoje hobby? - Niezupełnie. Ale przeprowadziłam kiedyś małe dochodzenie. Bandeaux zawsze starał się obchodzić prawo. Przyjrzałam się dokładnie jego życiu zawodowemu i prywatnemu, ponieważ krążyły pogłoski, że ma powiązania z mafią. - I co, miał? - Niczego nie znalazłam, ale wiele się o nim dowiedziałam. Milczał wyczekująco. Sięgnęła po zapalniczkę i znalazła na desce rozdzielczej zmiętą paczkę marlboro. - Reed, masz swój rozum. Savannah może i wygląda na duże miasto, ale klimat jest tu małomiasteczkowy. - Nie odpowiedział. Zdążył się już nauczyć, że najwięcej wyciągnie z Sylvie, milcząc. A czuł, że to jeszcze nie koniec historii. Miał rację. - Do diabła, i tak się dowiesz. - Z zimnym niewesołym uśmiechem dodała: - Mój były, Bart, pracował przez jakiś czas dla Bandeaux. Morrisette wytrząsnęła z paczki papierosa i jednym zręcznym ruchem wyprzedziła furgonetkę dostawczą. - Dlaczego się rozwiedliśmy? - Zawahała się przez moment. Uchyliła okno i zapaliła papierosa, prowadząc jedną ręką i ani na moment nie zwalniając. - Były setki powodów. Setki. Ale jest jeden, w który wszyscy wierzą, taki, że miałam romans z Joshem Bandeaux. - Wypuściła dym. - Wyjaśnijmy sobie, to nieprawda. Może mam kiepski gust, jeśli chodzi o facetów, ale nie aż tak kiepski. Reed nie odezwał się. Nie wiedział, co o tym myśleć. Niezbyt dobrze rozumiał kobiety - a kto, u diabła, je rozumiał? - ale instynkt podpowiadał mu, że ta twarda sztuka Morrisette naciąga fakty. I jakoś nie bardzo mu się to podobało. Wcale mu się nie podobało. ...

12 - Cholera! - Kelly wyłączyła magnetofon, odsłuchawszy wiadomość od przerażonej Caitlyn. Co jest z tą Caitlyn? Zawsze pakuje się w kłopoty. Wielkie kłopoty. I zawsze oczekuje, że Kelly ją z nich wyciągnie. Boże, co za wariatka! Ze złością znów włączyła magnetofon, aby jeszcze raz posłuchać przerażonego głosu Caitlyn. „Kelly? Kelly? Jesteś tam? Jeśli tam jesteś, to podnieś słuchawkę”. Do diabła! Westchnęła i skasowała wiadomość. „Muszę z tobą porozmawiać o wczorajszej nocy”. - No jasne - zamruczała Kelly. Nie była zdziwiona. Nie trzeba wielkiego geniuszu, żeby wiedzieć, że Caitlyn, zdana sama na siebie, wpakuje się w kłopoty. Nic nowego. Nagle zrobiło jej się przeraźliwie zimno, choć w pokoju panował ponad trzydziestostopniowy upał. Wyglądała przez okno, pocierając ramiona. Prędzej czy później Caitlyn skończy w wariatkowie. Niestety, tym razem zostanie tam już na zawsze. Kelly nie może jej wciąż ratować z opatów. Problem w tym, że Caitlyn jest słaba. Tak jak wielu innych członków przeklętego klanu Montgomerych. Tak, wiele osób z jej rodziny miało nierówno pod sufitem... bardzo nierówno. Klątwa Montgomerych. Odgarnąwszy włosy z oczu, Kelly ruszyła przez pokój w kierunku oszklonych drzwi wychodzących na nieduży pomost nad rzeką. Na dworze było gorąco i parno, tak jak lubiła. Przez chwilę przyglądała się czapli szybującej wzdłuż brzegu nad wolno płynącą wodą. Poczuła na twarzy promienie późnego poranka. Oparła się o poręcz i znów pomyślała o siostrze. W pierwszej chwili chciała wsiąść w samochód i popędzić prosto do niej, uspokoić ją, ukoić, tak jak zawsze do tej pory. Ale przecież to nie rozwiąże problemu. Nie sprawi, że Caitlyn stanie się nagle silna i odważna. Mogła spróbować rozwiać jej obawy, pomóc jej... ale prawdę mówiąc, miała już tego naprawdę dość. Bo Caitlyn jest taka niepozbierana. Zawsze taka była. Zresztą trudno ją za to winić. Kelly zsunęła okulary słoneczne na nos, aby przyjrzeć się łódce płynącej powoli w górę rzeki. Caitlyn wiele przeszła. Również w dzieciństwie... wszystkie lejej tajemnice, które Kelly świetnie znała. Caitlyn nawet nie zdawała sobie sprawy, jak dobrze Kelly ją rozumie. Jak dobrze zna dręczące ją demony. Czy nie przestrzegała jej przed ślubem z Joshem? Chyba z milion razy. Ale czy Caitlyn chciała słuchać? O, nie! Była zakochana. Tak bardzo zakochana! Szkoda tylko, że w łotrze. No i w dodatku była w ciąży. Z początku wszystko się jakoś układało. A potem urodziło się dziecko. Kelly poczuła ukłucie żalu, gdy przywołała w pamięci figlarną twarzyczkę Jamie. Jakie to smutne! Wciąż oparta o poręcz patrzyła na startującą czaplę, machającą śnieżnobiałymi skrzydłami. Boże, jak Caitlyn kochała to dziecko! Nic dziwnego. Jamie była urocza. Piękna jak matka i czarująca jak ojciec. Kelly zmarszczyła brwi i popatrzyła na ciemną, leniwą wodę uderzającą o pale. Musiała niestety przyznać, że Josh potrafił kusić jak sam diabeł. Pośpiesznie zawarte małżeństwo Caitlyn było początkowo dobre, nie idealne, ale co najmniej poprawne. Nawet w czasie separacji. Aż do chwili, gdy Jamie zachorowała... Biedna mała. Kelly przełknęła z trudnością ślinę, a oczy piekły ją od powstrzymywanych łez. Do diabła, kochała to dziecko. Prawie tak bardzo jak Caitlyn. Prawie tak bardzo jak własne. Może dlatego, że sama nie miała dzieci. Pociągnęła nosem i weszła z powrotem do domu, poszukać w torebce papierosów. Nic z tego. Paczka była pusta. Wrzuciła ją do kosza przy biurku i natrafiła wzrokiem na fotografię swojej siostrzenicy. Jamie siedząca w ... [Read more...]

– I właśnie to trzeba uczcić.

Żachnął się, ale i uśmiechnął, wstając z atlasu. Otarł spoconą twarz ręcznikiem. – Chyba się nudzisz, skoro uważasz, że poniedziałek to okazja do świętowania. – Pomyślałam, że wyjście z domu dobrze ci zrobi. ... [Read more...]

Oscara.

Przekonany, że powiedziała mu już wszystko, co zdołała sobie przypomnieć, Bentz także zszedł z antresoli, zostawił przy kasie wizytówkę ze swoim numerem telefonu i wyszedł z galerii. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 wiadomosci.zgora.pl

WordPress Theme by ThemeTaste