Ciotka Fiona sapnęła z oburzeniem.
- Jesteś okropnym człowiekiem, Lucienie. Znienawidziłabym cię, gdybyś nie był moim siostrzeńcem. - Zapewniam cię, że uczucie jest... - Będziesz najładniejszą młodą damą na przyjęciu, Rose - przerwała mu Alexandra pospiesznie. - Z piórami czy bez. Nie musisz się bać. - Doprawdy? Panna Gallant spiorunowała go wzrokiem. Wyglądała w każdym calu jak obruszona guwernantka. - Tak. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze, jak pan dobrze wie, milordzie. Te słowa przypomniały mu o jego pierwszym wrażeniu na jej widok. Zaczął rozmyślać o tym, że chętnie zdjąłby jej rękawiczki, pantofle ozdobione perełkami, wykwintną suknię, przesunął dłońmi po ciepłej, delikatnej skórze. Uśmiechnął się do siebie. Powóz zakołysał się i stanął, wyrywając go z zadumy. Lucien pomógł wysiąść ciotce i kuzynce. Panna Gallant zawahała się, nim podała mu rękę i zeszła po stopniach na ziemię. Nachylił się ku niej. - Pani mnie hipnotyzuje - szepnął. - A pan lubi sprawiać kłopoty - odparła i cofnęła drżącą dłoń. Dogoniła Rose przy wejściu i otoczyła ją ramieniem. Nie zdążył nic odpowiedzieć. Na Lucyfera, jakże jej pragnął! Nie odrywając wzroku od zaokrąglonych bioder Alexandry, pospieszył za damami do środka. Kamerdyner powitał ich w drzwiach i zaprowadził na piętro do salonu. Gdy stanęli w progu, Lucien zmełł w ustach przekleństwo. - Mówił pan, że to będzie kameralne przyjęcie - szepnęła panna Gallant. - I jest, jak na londyńskie zwyczaje - skłamał. Nie lubił niespodzianek. Choć był to dopiero początek sezonu, po salonie Howardów kręciło się pół setki gości, prawie dwa razy więcej, niż się spodziewał. Część przeszła do sąsiedniego pokoju muzycznego i biblioteki. Po wejściu ich czwórki nagle zapadła cisza, a po chwili rozległ się szmer podnieconych głosów. - Lordzie Howard, lady Howard - przywitał gospodarzy, choć miał ochotę udusić oboje. - Chciałbym przedstawić panią Delacroix, pannę Delacroix i jej damę do towarzystwa, pannę Gallant. - Miło mi panie poznać - powiedziała serdecznie pani domu. - Wszyscy umierają z chęci, żeby wreszcie panią zobaczyć, panno Delacroix. Rose dygnęła i oblała się rumieńcem. Lucien westchnął ciężko, tylko czekając na nieskładną odpowiedź i łzy. - Ma pani piękny dom - przemówiła jego kuzynka niepewnym głosem. - Dziękuję, że nas pani zaprosiła. Lucien stanął za panną Gallant. - Na Boga, jednak da się ją czegoś nauczyć. - Cii. Niedobrze, że mnie pan nie uprzedził. Zaraz po kolacji pani Delacroix musi oświadczyć, że boli ją głowa. Rose nigdy nie da sobie rady z dwudziestoma matronami chętnymi do pogawędki. Jej spojrzenie wyraźnie mówiło, że powinien zatroszczyć się o samopoczucie ciotki Fiony. Nie miał w zwyczaju słuchać cudzych poleceń, zwłaszcza kobiety, ale lekko skinął głową. - I pomyśleć, że mogłem teraz upijać się u White'a. - W takim razie ten wieczór będzie dla pana miłą odmianą. - Rzeczywiście to jest odmiana - przyznał grobowym tonem. - Lecz nie nazwałbym jej miłą. Na szczęście zjawili się w chwili, gdy zaczęto podawać do stołu, dzięki czemu oszczędzili sobie wielu prezentacji. Lady Howard posadziła go między lady DuPont a lady Halverston. Była to z jej strony mądra decyzja, zważywszy na jego reputację i zaawansowany wiek obu dam. Kiedy jednak dostrzegł, że lord Daubner kieruje się ku drugiemu stołowi, przyszedł mu do głowy pewien pomysł.